Teleportacja do celu pierwszego (prawie udana)

Z AMS okazuje się, że nie lecę KLMem tylko Delta Airlines. Co jest o tyle istotne, że przed checkinem panowie w carnych garniturach zapraszają wszystkich pasażerów na pogaduszki. Ze względów bezpieczeństwa. Skąd jestem, gdzie lecę, gdzie mam bagaż na kwitek, którego nie mam (sam się tu zdziwiłem, że nie mam a mój wywiadowca też się musiał skonsultować z przełożonym), czy pakowałem się sam lub czy zostawiałem bagaż bez opieki, czy mam zarezerwowany hotel, z kim się spotykam, jak się nazywa ten co się z nim spotykam, co robi, czy mam przewodnik po miejscach gdzie będę itp. I chyba dosyć dobrze się przygotowałem do roli turysty, bo mnie puścili dalej.

Czas pomiędzy przylotem do Bombaju gdzieś o 23ej a odjazdem pociągu o 16ej następnego dnia spędzam (po dojechaniu jakąś masakrycznie drogą taksą do bliziutkiej stacji kolejowej Andheri, chyba już na samym początku mnie orżnęli) najpierw na dworcu CST. Co jakiś czas pan w mundurze wywala tych, którzy mu się nie podobają, a tym, co do których nie ma pewności sprawdza czy mają bilet na pociąg, bo bez biletu tam nie można siedzieć. Do mnie nikt nie podchodzi – nie przypuszczają, że tu koczuję bo sępię kasę na hotel. Zresztą o 2ej w nocy nawet mi się po protu nie chce nic szukać, Armia Zbawienia o tej porze jest zamknięta. O 6ej zmykam pod Bramę Indii czy Delhi, mylą mi się. Cała otoczona barierkami, wstęp mają tylko zawodowi dokarmiacze gołębi oraz turyści po przejściu przez wykrywacz wszystkiego nielegalnego. Sprzedawcy balonów, fotografowie, chai-wallah itp. stoją grzecznie na zewnątrz.

Profilaktycznie zerkam do Armii, może się chociaż kimnę parę godzin i wykąpię, ale nie ma miejsc. Jadę do stacji Bandra skąd mam pociąg i gdzie w spokoju się zdrzemywuję na marmurkowym podeście do momentu aż podeszło kilku wyrostków sugerujących, żebym stąd spadał bo przyjdzie złodziej i mnie okradnie (prezentują ręką gest przecinania spodni nożem w celu wydobycia cenności). W sumie się wyspałem, pozostałe 3h mogę spędzić w normalnej poczekalni.

W pociągu bez szaleństw, kiedyś odnosłem wrażenie, że się na stałe pozbyli sprzedawców wszystkiego ale jednak nie jest tak źle. Łażą do późna, o 6ej rano swoją zmianę ropoczynają herbaciarze a pół godziny później pani z pistoletami-zabawkami. Po 19h jazdy został mi jeszcze tylko jeden transport – do Nagaur. Nie dość, że ponoć jest pociąg, który jedzie kilka razy szybciej niż bus, a o którym nie wiedziałem, to jeszcze trochę nie doszacowałem odlegość i przeszacowałem prędkość autobusu. Droga w remoncie, ślimaczymy się 30km/h. Dojeżdżam do Didwany późnym popołudniem, do Nagaur zostaje jeszcze 100km ale już mam dość i melduję się w hotelu Marudhar za 200 rupii tuż koło busstanda. W sumie nawet sympatyczne miasteczko, ludzie pomocni, pokazują gdzie hotel, gdzie dobra knajpa, o której autobusy itp. Ale po kolacji i zimnym prysznicu już się robi ciemnawo więc zalegam w pokoju.

Zimno jak w Polsce w średnio ciepły letni dzień. Czyli po prostu zimno. A w nocy rozpętała się burza z piorunami. Szamam polopirynę i wbijam się pod kołdrę.

Tagged , , , , , , ,

One Response to Teleportacja do celu pierwszego (prawie udana)

  1. Lukasz says:

    Wchodze na strone wiedzac ze Cie nie ma, a tu prosze
    Jednak troche jestes.

    Kibicuje z Polszy