Lamka – Aizawl, czyli na około do Mizoramu

Jestem w miasteczku Lamka lub Churachandpur lub C.C.Pur. Tutaj dojechałem z Kakching zahaczając po drodze o Sugnu. Z tej drugiej wsi do Lamki jest tylko 26km, ale autobus jedzie 2h po drodze pylistej, drodze polnej. Lamka to – suprise, suprise – dziura. Ale spora i z hotelami. Ląduję w jakimś nieoznakowanych z wejściem od biura podróży Royal Rajdhani Travel na przeciwko United Bank of India na Tedim Rd. 250 rupii za klitę bez kibla. Czystym przypadkiem udało mi się tu dojechać, bo tego dnia wszystkie główne drogi w Manipurze zostały zablokowane. To taka tutejsza tradycja, w lutym to już 15 dzień blokad, w styczniu też było kilkanaście. I tak od dawna. Przez blokadę nie mogłem pojechać do Aizawl (przyjemność siedzenie 24h w jeepie kosztuje 1000 rupii), więc wybrałem Singhat.

A teraz jestem tu z powrotem. Jest sobota. To znaczy, że jutro jest niedziela. A to z kolei znaczy, że w tym bardzo religijnym rejonie wszystko jest pozamykane. Również jeepy nie startują. Znowu więc mam problem z dojazdem do Aizawl.

Na szczęście można dojechać do Imphalu. Na całej długości drogi (ok. 60km) żołnierze przeczesują teren, są opancerzone wozy, kilka grup piechurów rozstawionych co kilka-kilkanaście km, psy tropiące, wykrywacze min itp. Dojeżdżam do Imphalu. Znów czuję się jak w Indiach – otacza mnie chmara jeepowych naganiaczy z pytaniem gdzie jadę.

A jadę do Jiribamu na granicy Manipuru i Assamu. Można kupić bilet od razu do Silcharu, ale należy uważać żeby kierowca przerzucił cię w Jiribamie do drugiego jeepa i dał za ciebie kasę. Wycieczka do Jiribamu kosztuje makabryczne 650 rupii za 225km. Ale trasa fajna. Przypomina trochę Yunnan w pigułce. Krętość drogi jak do Dulongjiangu, remonty, nowe mosty jak do Feilai Si. Kurzy się oczywiście niemiłosiernie. W połowie drogi we wsi Nungba wszyscy, którzy jadą tą trasą zatrzymują się na lunch. Poza stadem jeepów i masą restauracyjek niewiele tu jest.

Z Jiribamu za kolejnych 50 rupii dojeżdżam do Silcharu (jakaż piękna bengalska wioseczka jest zaraz za miastem! – domki, ślubne ogrodzenie, sklepiki operujące przy świetle świec, wszystko jak w Bangladeszu, tylko dodatkowo z małymi pagórkami w tle), biorę momosy i wydaję kolejne 360 rupii na jeepa do Aizawl. Jadę z grupą młodocianej klasy robotnicznej wyglądającej jak z Bangladeszu lub co gorsza z Biharu. Jak ja ich nie trawię, w pojedynkę czy jak pracują są do zniesienia ale w grupie jako pasażerowie to już mnie wnerwiają samym swoim jestestwem. Nie tylko mnie chyba, na początku podróży o coś się kłócą z kierowcą, 2h potem na dinner-breaku z kimś o kasę, a po kolacji jeden zaczyna wymiotować (zresztą zgodnie z jego wcześniejszą zapowiedzią) a po krótkim czasie dołącza kilku kolejnych. Na szczęście nie w samochodzie tylko na zewnątrz, będziemy się zatrzymywać w tym celu jeszcze kilka razy.

Około 2ej w nocy dojeżdżamy do jakiejś knajpki, gdzie drzemiemy sobie w samochodzie przez 2h (kierowca rozkłada się z przodu, wywalając siedzącego tam opiekuna młodocianych i po chamsku zatrzaskując przed nim drzwi) i bladym świtem ruszamy dojeżdżając do Aizawl jak już jest jasno i w miarę ciepło.

Trasa totalnie na około, ale jedzie się szybciej niż standardowym „skrótem” z Churachandpuru, chociaż w sumie wychodzi ponad 100 rupii drożej. Na policji melduję się dopiero po 14ej jak już się dobudzę po męczącej 24-godzinnej podróży jeepami.

Aizawl to już nie dziura. To rozgległe miasto położone na szczycie góry, z komunikacją miejską, stromymi jednokierunkowymi uliczkami i jeszcze stromszymi schodkami robiącymi za skróty. Za dnia taksówki, które stanowią większość jeżdżących tu samochodów, tworzą korki. Nikt jednak nie trąbi, nie próbuje się wbić przed innych, wszyscy potulnie czekają z wyłączonymi silnikami aż światła w postaci panów policjantów ustawionych na każdym skrzyżowaniu zmienią się na zielone. Twarze, podobnie jak w Manipurze, ciągle azjatyckie. Czasem ktoś złapie za ramię, spyta skąd jestem i pójdzie dalej.

Ląduję na jedną noc w hotelu Chawlhna za 500 rupii. A następnego dnia wybieram się do Lunglei, 6:30 rano, 330 rupii.

Tagged , , , , , , , , , , ,

2 Responses to Lamka – Aizawl, czyli na około do Mizoramu

  1. Lukasz says:

    Jestes hardkorem ze odnajdujesz sie w takich warunkach.
    Zadziwia mnie jeszcze jedno, ze pomimo tego wszystkiego
    jakos ogarniasz sobie net.

    Jestes lepszy niz Wojciechowska :) , no i nie masz sony
    Pozdrawiam

    • gadjo says:

      do tej pory ogarnialem, teraz jest troche gorzej, nie wiem czy w najblizszych dniach uda mi sie zuploadowac wszystko, ale dzieje sie!